Te wszystkie czynniki wpłynęły na wzrost siły militarnej USA.
W międzyczasie na starym kontynencie powstał nowy twór ponadpaństwowy-Europejska Wspólnota Węglai Stali która w latch dziewiędziesiatych XX w uległa ostatecznemu uformowaniu jako Unia Europejska. Wzajemne stowazysznie krajów europejskich nie odbylo by się bez inicjatywy USA a także jej wpływy we wcześniejszym okresie na zaprowadzenie pokoju na kontynencie.Jej pozniejsze stacjonowanie jednostek wojskowych w Niemczech było także gwarantem pokoju i stabilizacje czego efektem koncowym było powstanie EWWiS. Paradoksem jak pisze Kagan jest sytuacja jaka wówczas zaistniała „Nowy europejski i kantowski porządek mogł powstac pod parasolem ochronnym Ameryki, działającym zgodnie z regułami starego hobbesowskiego świata”. Europa mogła się odrodzić tylko i wyłącznie dzieku potędze militarnej USA. Jednym słowem nastąpił konflikt racji.
Kolejne lata ewolucji wzajemnych stosunków na linii Europa-USA nasilaly zróżnicowanie pomiedzy stronami. Dalsze umacnianie się USA na pozycji militarnego mocarstwa jeszcze nie supermocarstwa, bo dalej istnieje zagrożenie ze strony ZSRR jednakze abstrahując od tego kraju żaden inny nie był w stanie dorównac potencjałem militarnym USA. Sojusznik europejski okazal się nie wystarczający i nadzwyczaj powściągliwy w kwestii zbrojen. Wczesniej obrane kiedtunki polityki starego kontynentu wzięły gore nad zapalem i zapędami silowymi amerykanów. W tym momencie jak sam autor wspomina roznice w podejściu do spraw międzynarodowych można upatrywac w mentalności europejczykow mających w pamieci niedawne konflikty na kontynencie oraz amerykanow, mieszkańców kontynentu nie zagrozonego praktycznie zadnymi konfliktami z zewnatrz.Karju otoczonego przez dwa ocenay.Taka sytuacja geopolityczna a także historyczna wg Kegana ma duzy wplyw na postawe polityków starego kontynentu.
Koniec okresu zimnowojennego stworzyl nowa sytuacje w w stosunkach międzynarodowych. Po zniknieciu ZSRR jako głownego wroga na arenie swiatowej nie pozostal już nikt o tak dużej siel militarnej. W tym momencie USA pozostaly same ze swoja olbrzymia armia i calym jej zapleczme.Taki stan rzeczy zaoowocowal nowym etapme w polityce zagranicznej tego kraju.
Zaczeli się Oni bardziej angażować w rozwiązywanie wszelkich konfliktów swiatowych. Niektórzy upatrują od tego momentu USA jako „szeryfa świata” - samozwańczego. Kagan uważa, że Europa próbuje multilateralizować USA, chce być na równi z mocarstwem. Jednocześnie nie chce ograniczać potęgi kolosa przez zwiększanie własnej siły militarnej. Dla Europejczyków ważniejsza jest dobrze prosperująca gospodarka – nawet, kosztem militarnego uzależnienia od innej potęgi. Autor także pisze ze Europa posiada wystarczający potencjal finansowy (gospodarka kontynentu warta 9 trylionów dolarów) jak i ludzki
( wykształcona populacja 400 milionów ludzi) do zbudowania sil zbrojnych zdolnych dorównać liczebnościowo armii amerykańskiej jednakże wszystko opiera się o brak takiej potrzeby ze strony starego kontynentu. Kierunki dyplomacji obrane kilkadziesiąt lat wcześniej nadal obowiązują kłócąc się wyraźnie z wizją sil zbrojnych Unii Europejskiej. Pisząc za Kaganem: dla Starego Kontynentu najważniejsze jest stworzenie gospodarczego „raju” i naszym zdaniem nie bardzo nas – Europejczyków – obchodzi, kto będzie strzegł bram tego raju. Sytuacja się zmieniła, kiedyś wybrzeży USA bronily hiszpańskie i brytyjskie statki wówczas Ameryka się rozwijała, jej struktury państwowe były w powijakach. Może teraz nadszedł najwyższy czas żeby amerykanie odwdzięczyli się czymś jeszcze Europie? Czy amerykanie otaczając Europę „płaszczykiem” ochronnym robią to z czystych powódek humanitarnych, bezinteresownie?
Dalsze rozbieżności wzajemnych poglądów na politykę międzynarodową można było dobitnie zaobserwować w latach dziewięćdziesiątych XX w.
Konflikty w Zatoce Perskiej, Bałkański, Kosowo, Afganistan a także Irak ukazują słabość w sferze militarnej a także decyzyjnej Europy. Znany francuski politolog Gerard chaliand w wywiadzie dla „Le Figaro” zwrócił uwagę, iż z okresu przemian lat 1989-1991 Europa nie potrafiła wyciągnąć żadnych wniosków. Mimo, iż minęło niebezpieczeństwo od strony ZSRR, nadal pozostawała uzależniona od Stanów zjednoczonych. Słabość militarna wyszła na jaw właśnie podczas konfliktów w Bośni i Kosowie, gdzie potrzebna była interwencja USA, aby poskromić państwo o przecież skromnym militarnym potencjale gdyż rozleniwiona, niezdecydowana (wyrachowana?) Europa zatraciła umiejętność korzystania z własnych sił.
USA wytworzyło rodzaj unilateralizmy, wobec niektórych z tych konfliktów podejmowala decyzje sam bez zgody innych narodów. Dobitnie o tym świadczy brak zgodu Rady bezpieczeństwa ONZ na interwencje w Iraku. Dla Europejczyków Rada Bezpieczeństwa jest substytutem siły, której nie mają. To właśnie w Radzie słabsze państwa europejskie odnajdują możliwość kontroli nad USA – teoretyczną możliwość, bo przecież silne Stany nie muszą ani zwracać się do Rady Bezpieczeństwa ani nie są zobligowane do podporządkowania się jej decyzjom.
Konflikt w Iraku zapoczątkowany w 2003 roku ukazal także nowe zagrozenie dla stabilności Europy poprzez brak jednoznacznej i zgodnej decyzji krajów europejskich. Podziały w Unii Europejskiej i Europie ogólnie, dały o sobie dać ze zdwojoną siła, ostały jeszcze bardziej pogłębione. Kontynent niespełnionych ambicji i braku umiejetności podjęcia wspóllnych działań stanął przed powaznym problemem. Kształtowanie się wspólnej polityki zagranicznej i europejskiej ( do kierowania ktorą Niemcy i Francja dawały sobie same prawo) w oparciu o struktury NATO i rozszerzajacą się Unię europejską zstało gwałtownie przerwane. Dumne kraje zachodnioeuropejskie poczuly się urazone zachowaniem Waszyngtonu, a także wyłamaniem się ze wspólnego frontu europejskiego państw takich jak Wielka Brytania, hiszpania i kraje Europy Środkowej (ostrze krytyki kanclerza Schroedera i prezydenta Chiraqua skierowało się przede wszystim na „niewdzięczną i nie siedzącą cicho” Polskę).
Ciekawostką, dośc jednak znamienną, jest fakt, iż po zakończeniu pierwszej wojny z Irakiem, Bush senior ogłosił narodziny nowego ładu światowego. Trudno z perspektywy dekady odmówić mu słuszności, po rozpadzie ZSRR świat faktycznie stał się jednobiegunowy. Żadne z europejskich mocarstw nie osiągnęło takiej potęgi jaką dysponują Stany Zjednoczone, co więcej, żadne z nich nie ma ku temu nawet predyspozycji w obecnej sytuacji gospodarczej, politycznej, swiatopoglądowej . Któż mógłby kiedyś przypuszczać, że państwa Układu Warszawskiego wejdą w struktury Nato lub, ze wojska amerykańskie pojawia się na peryferiach Rosji??
Czy jest to trwały rozłam pomiędzy USA a Europą? Jak najbardziej, gdyż sięgający różnic w sprawach militarnych, kulturowych, ideowych, ambicjonalnych. Nawet zdaniem Francisa Fukuyamy ów rozłam nie jest „zwykłym problemem przejściowym”
W rozpatrywaniu owej, jakże skomplikowanej relacji, nie sposób nie przypisywać dużej roli różnicom kulturowym. Europę charakteryzuje swoiste poczucie wyższości, skądinąd słuszne przekonanie, iż Stary Kontynent jest kolebką kultur, cywilizacji. Amerykanów postrzegamy jako nieokrzesanych, niezbyt bystrych, porywczych ignorantów. Naszymi wzajemnymi relacjami rządzą w dużej mierze stereotypy; posługiwanie się którymi ( i niewybrednymi epitetami) zdominowało wypowiedzi w prasie io amerykańskiej i europejskiej. Dochodzi już do absurdalnych sytuacji wzajemnego obrzucania się błotem na łamach skądinąd szanowanych pism. W prasie amerykańskiej można spotkać opis J. Chiraque’a jako „łysiejącego pigmeja odgrywającego rolę Joanny d’Arc”, na co Francuzi odpowiedzieli niezwłocznie, nazywając George’a W. Busha „prostackim kowbojem, niebezpiecznym dla całego świata” i po raz kolejny przypominając jego wpadki polityczne i dyplomatyczne faux pass sugerujące jego wyjątkowo niski poziom znajomości faktów z dziedziny współczesnych stosunków międzynarodowych. Oczywiście szczytem amerykańskiego propagandowego, narodowego absurdu jest postulat zmiany nazwy frytek z „French Fries” na ”Freedom Fries”
Odpowiedzią na ataki europejskie i brak francusko – niemieckie poparcia jest lapidarne podsumowanie w Timesie: Europejczycy ( Francuzi i Niemcy) kierują się zazdrością o siłę USA. A prestiżowy „The Guardian” z sojuszniczych Wysp Brytyjskich zapyta o dowody (europejscy sojusznicy Stanów Zjednoczonych to rządy państw, a nie społeczeństwa i media) na słuszność „rozpętania „Wojny Busha”
Te dwa kontynenty dzieli mentalnie prawie wszystko: historyczne doświadczenia, Europa zna aż nazbyt dobrze okrucieństwo i cenę wojen, dlatego będzie za wszelka cenę starała się jej uniknąć. Ameryka prowadziła ostatnią wojnę na swoim terytorium w wieku XVIII (wojna secesyjna nie jest brana pod uwagę). Amerykanie są społeczeństwem bardziej religijnym, jak również bardziej skłonnym do wyrzeczeń dla idei i dla państwa, które kochają i któremu ufają, bardziej przywiązanych do wartości uniwersalnych i Europejczycy chlubią się zaś swoją niezależnością i niejakim cynizmem, brakiem takiego zaufania dla państwa, jakie wykazują Amerykanie, ich pragmatyczne, wykształcone przez wieki doświadczeń w dyplomacji podejście do polityki powoduje, iż ekspresyjny, religijny styl argumentacji gotowych do poświęceń amerykanów wzbudza w nich drwinę i podejrzenie. Agnostycyzm panujący w Europie sprawił, iż politykę postrzega się realistycznie, tylko i wyłącznie jako walkę o interesy, Amerykanie zaś cały czas potrafią patrzeć przez pryzmat pewnych wartości, emocji. Europa starzeje się, staję się coraz bardziej rozleniwiona, trochę zepsuta i zblazowana, niezdecydowana podczas, gdy Ameryka jest nadal młoda, dynamiczna, pełne energii, pędząca do przodu. Poczucie tożsamości narodowej jest w stanach bardzo silne, imigranci amerykanizują się dosyć szybko przejmując pewne wzorce, w Europie jednak jest odwrotnie. Spójrzmy na sytuacje w Londynie – najbardziej dynamicznej z europejskim metropolii – mieszka tam potężna grupa muzułmanów, z własnej woli odcinających się od wartości zachodnioeuropejskich, tworzących własne dzielnice, infrastrukturę, odpornych na jakiekolwiek wpływy z zewnątrz. Różnimy się motywacja religijną, oglądami w kwestii dostępu do broni palnej, ochrony środowiska naturalnego, systemów antyrakietowych (MD), multilateralizmu i kary śmierci, a szczególnie kwestią oceny rządu Ariela Szarona i konfliktu izraelsko - palestyńskiego.
Dramatyczną różnicą, powodującą ową poglądową przepaść amerykańsko-europejska jest jednak kwestia gotowości użycia siły w konfliktach międzynarodowych. Europa Zachodnia potrzebuje niezbitych dowodów na słuszność takiego aktu, USA potrzebują wiary, iż jest to jedyne słuszne rozwiązanie
Kontestacyjne nastroje antyamerykańskie podsycane przez środki masowego przekazu są bardzo obecnie modne w Europie Zachodniej, nie tylko wśród młodzieży. Należy jednak zwrócić uwagę na charakterystyczny brak konsekwencji i oderwanie od gospodarczych realiów w postępowaniu owych przeciwników chociażby we Francji, która jest bardzo mocno zglobalizowana i zamerykanizowana. Aż 44% udziałów w firmach notowanych na paryskiej giełdzie należy w przeważającej części amerykańskich inwestorów, a sami zbuntowani Francuzi ochoczo konsumują produkty wszem i wobec pogardzanej amerykańskiej kultury masowej ( aczkolwiek niesprawiedliwością byłoby odmówienie Francuzom wyjątkowego o godnego przywiązania do swoich krajowych produktów, marek i osiągnięć)
Moglibyśmy zarzucić europie krótkowzroczność, a także oderwanie od globalnych realiów wszakże oś Paryż – Berlin pragnie zachować twarz, mieć wpływ na wydarzenia zarówno w Europie, jak i na świecie, przypisując sobie największe przywileje w wydawaniu ocen, opinii i stosowaniu nacisków. Przyjmując taktykę sprzeciwu istnieje jednak zagrożenie, iż utracą owe resztki wpływu na wydarzenia, że nie trzymają ręki na pulsie.
Jak więc dalej potoczą się losy tych dwóch aktualnie już zupełnie różnych światów. Tylko naiwni obserwatorzy światowej sceny politycznej mogą wierzyć, że jedna z omawianych stron zmieni kurs swojej polityki. Kagan twierdzi, że jeżeli nie wydarzy się jakaś ogromna katastrofa - jakieś komplikacje w czasie którejś z amerykańskich wojen, lub kataklizm, to Ameryka dopiero wkroczy w erę hegemonii. Przytacza prognozy amerykańskiego „The Economist” z których jasno wynika, że do roku 2050 gospodarka amerykańska dwukrotnie przekroczy europejską, społeczeństwo amerykańskie odmładza się, w przeciwieństwie do europejskiego, które z roku na rok jest coraz starsze. W efekcie kontrast pomiędzy pełną energii i silną Ameryka a zniedołężniałą i zapatrzoną w siebie i jej tragiczna przeszłość Europą pogłębi się, gdyż ta druga będzie miała coraz mniej środków na rozwój. Pojawia się ryzyko zepchnięcia i całkowitego zmarginelizowania Europy, co miałoby tragiczne skutki zarówno dla niej samej jak i stabilizacji ładu międzynarodowego.
Jeżeli odrzucimy wszelkie sentymenty dotyczące minionej potęgi europejskiej okaże się nawet, iż hegemonia stanów Zjednoczonych może przynieść dla nas wymierne korzyści. I jakkolwiek obrazoburczo to zabrzmi dla antyamerykańsko nastawionych ( takie nastawienie jest wyjątkowo popularne ostatnimi czasy, aczkolwiek zdecydowanie niekonsekwentne) to właśnie USA są państwem zdecydowanym i konsekwentnym i czy tego chcemy czy nie – są niezaprzeczalną potęgą, zdolną do samodzielnych posunięć wbrew innym państwom na międzynarodowej scenie politycznej jeszcze przez wiele lat. Tak samo jak potrafią one bronić swojego kanonu wartości samotnie, realizować swoje cele samotnie i udźwignąć koszty kontrowersyjnej polityki ekipy George’a Busha ( nawet jeśli nie wszystko pójdzie po myśli prezydenta i jego współpracowników )
Musimy zdać sobie sprawę, iż w sytuacji, gdy Europa jest ideowo i polityczne podzielona, wojskowo bez porównania słabsza niż USA, a zagrożenie ze strony nieobliczalnego i obcego nam ideologicznie, cywilizacyjnie, religijnie i kulturowo świata islamskiego coraz bardziej odczuwalne, przywództwo państwa demokratycznego, silnego gospodarczo i militarnie, gotowego wziąć odpowiedzialność za swoje czyny i za ich konsekwencje, nie obawiającego się posunięć zdecydowanych aczkolwiek kontrowersyjnych, jest dla nas wygodniejsze. USA nie boją się podejmowania decyzji radykalnych, na które skłócona, wyrachowana Europa nigdy by się nie odważyła.
R. Kagan, Potęga i raj, Warszawa 2003, s.
Kagan R. Potęga i Raj, Warszawa 2003,s. 86