W innym śnie, Teresie skaczą do gardła koty, które są symbolem wszystkich kochanek Tomasza: boi się ich jak konkurencji, jest zazdrosna, ale najpotworniejszy z tego wszystkiego jest ból, spowodowany świadomością co do niemożności zarzucenia schadzek przez Tomasza. Objawia się on bardzo wyraźnie w pierwszym śnie, gdy Teresa „chciała zagłuszyć ból duszy [odczuwany przez nią, gdy ogląda Tomasza i Sabinę kochających się na tapczanie; przyp. aut.] za pomocą bólu fizycznego i wbijała sobie igły pod paznokcie” . Jej cierpienie, którego nie może znieść, stara się znaleźć ujście w każdym możliwym aspekcie rozmyślań: opowiada Tomaszowi o wszystkich marach (jednak dopiero pod koniec zauważa, że podświadomie oskarżała go w trakcie tych opowiadań.), a gdy myśli o tym, jak by uniknąć potępienia, wpada na pomysł, że Tomasz będzie ją zabierał ze sobą na randki jako pomocnika do mycia ciał kochanek i przygotowywania ich dla niego. Myślała, że wtedy znów poczułaby się specjalna jako jego alter-ego, jako adiunkt.
O Teresę walczyły dzień z nocą; chwile, gdy musiała zasypiać otoczona wonią kobiecego łona, bijącego z włosów Tomasza, i momenty, gdy trzymał ją za ręce, przytulał i patrzył prosto w oczy, w duszę. Bardzo znaczącą rolę w życiu Teresy odgrywała niezwykle logiczna dla niej dwoistość ciała i duszy, której Tomasz do końca nie rozumiał. „ […] Teresa w trakcie aktu miłosnego krzyczała i ten krzyk […] chciał oślepić i zagłuszyć zmysły” , które tak bardzo przypominały jej o własnej fizyczności, o tym obrzydliwym worku na duszę. Ale to właśnie tej cielesnej seksualności Tomasz poszukiwał w innych kobietach podczas swoich podbojów. Tej fizyczności, która kojarzyła się Teresie nieodzownie ze zdradami ukochanego i którą od początku stara się odrzucić… To psychiczne rozdarcie wykańcza ją, sprawia, że jej ruchy stają się gwałtowne i coraz bardziej nerwowe. Teresa cierpi, bo nie może dotrzeć do Tomasza (który wraz z każdą kolejną zdradą coraz bardziej się od niej oddala). Jest on dla niej szansą na zapomnienie o tym całym bólu, na urzeczywistnienie i dowiedzenie prawidłowości twierdzenia o owej dwoistości - jednak nie może jej tego dać, nie może pogodzić z tym swojego życia; jedyną ofiarą, która nie wymagała jego rezygnacji z siebie, był Karenin, suczka. Nie sposób oczekiwać od niej czegokolwiek innego w zamian za pańską miłość, która jest przyjęta jaka jest i nie do zmienienia. Karenin jest jedyną stałą i niezmienną częścią życia obojga, nakręca ich codzienny zegar dni i pilnuje go. A owe słodkie prawo powtarzalności jest dla Teresy definicją szczęścia, którego od tak długa szuka w życiu.
Jak widać, cierpieć można po cichu, wewnętrznie, tłumić w sobie cały ból i przeżywać go z każdą chwilą na nowo. Krzyczeć łzami, oskarżać snami. Jednak czasem owy żar, który wypala nas od środka, pozostawiając po sobie jedynie zgliszcza duszy, zaczyna parzyć coraz bardziej, aż cały ból zmienia się w złość, w niewypowiedzianą chęć odnalezienia osoby, która za całe to niepowodzenie jest odpowiedzialna, i pokazania jej, co się czuje.
Właśnie taki żar pragnie ugasić Heathcliff, demoniczny bohater „Wichrowych wzgórz”. Przyjaźniąc się od dziecka z Catherine Earnshaw, zakochuje się w niej. Jego miłość jest zaborcza i duszna, gdyż jako przygarnięta sierota, nie miał wsparcia w całej rodzinie i był traktowany jak intruz, ten gorszy, wyrzutek. Czuł, że jedyną osobą, która go rozumie, jest Catherine i dlatego stara się despotycznie zagarnąć ją tylko dla siebie. „Nie ma nic ponad nią”, jest jego światem. Jednak Heathcliffa przesłania obraz pięknego i bogatego Edgara Lintona, zostaje on odsunięty na drugi plan. Rozpaczliwie stara się zrobić wszystko, aby zachować dawną Catherine, aby znów mieć ją dla siebie, być z powrotem z nią jednością - jednak nie odnosi to żadnego skutku.
Determinacja Heathcliffa była tak ogromna – a dodatkowo podsycana niechęcią Catherine do wspólnych zaślubin - że postanowił wyjechać i „nadrobić braki” w swoim statusie materialno-społecznym. Uważał bowiem, że wyznawanie tak ogromnej miłości do Catherine, nieporównywalnie większej niż Linton (dodatkowo jest pewien, iż „na jedną myśl o Edgarze przypada tysiąc myśli o mnie”), stawia go w pozycji najlepszego kandydata, któremu tylko brakuje tytułu.
Gdy zniknął, Catherine przeżywała męki. W dniu jego powrotu nikt nie mógł uwierzyć, iż to on, który stał w drzwiach – zmienił się nie do poznania, nabrał chłodnego dystansu pana i stał się bardziej kulturalny. Tym wyjazdem chciał uświadomić Catherine, jak bardzo jej na nim zalezy, ile traci. Chciał pokazać, jak on cierpiał za każdym razem, gdy jej serce „wyjeżdżało” naprzeciw Lintonowi. „Dlaczego zdradziłaś własne serce, Cathy? […] Kochałas mnie, więc jakim prawem mnie porzuciłaś? Bo do Clintona pociągnął cię tylko lichy kaprys. Dlatego, że nie mogła nas rozdzielić […] żadna siła boska czy szatańska, tyś to uczyniła z własnej woli” pytał. Powiedział jej, że czuje się potraktowany niegodziwie, zdradzony i nie chce cierpieć w milczeniu: ma zamiar zemścić się, ale jednak nie na niej. „Gdy tyran ciemięży podwładnych, ci nie zwracają się przeciw niemu, lecz uciskają własnych niewolników” – w ten sposób określił swój plan. Skoro sam nie mógł mieć jej na własność, postanowił wytępić wszystko, co nie było z nimi związane – aby tylko on się liczył.
Najgorszym jednak okresem jego cierpienia był czas po śmierci ukochanej. Jeszcze gdy leżała półprzytomna i umierająca w łóżku, on już ją opłakiwał, szukał winnych jej choroby. Przecież „gdyby ją stracił, jego przyszłość zawarłaby się w dwóch słowach: śmierć i piekło”, dalsze istnienie byłoby męczarnią. Ale najgorsze się stało i Cathy zmarła: wyklinał wszystkich, nie jadł, włóczył się po cmentarzu. Nawet odkopał jej grób, aby zaledwie ujrzeć jej twarz. Rozpaczał aż do śmierci, lecz w różnych nastrojach. Gdy był w jej pokoju, zamykał i otwierał oczy po stokroć, ale tylko po to, by znów przeżyć rozczarowanie. Za każdym razem cierpiał męki. W ten sposób przez osiemnaście lat był zabijany okruch po okruchu. Nie było nic, co by mu o niej nie przypominało, „cały świat jest jednym wielkim zbiorem dowodów na to, że istniała i ją stracił”… Wykończyła go cierpienie w ciągłej tęsknocie do Catherine oraz życie w samotności, spowodowane jego szatańską zawiścią.
Miłość jest ślepa. Miłość chadza różnymi ścieżkami - mogą one być usłane różami lub przesłonięte woalą cierpienia. Tak banalne stwierdzenia najlepiej zobrazowują istotę rzeczy. To, czy zaakceptujemy możliwość kochania drugiej osoby w dany sposób, zależy wyłącznie od nas. W pewnych wypadkach można powiedzieć, iż ludzie poświęcają się w imię miłości – aby mogła ona przetrwać, aby mogła istnieć. Aby oni sami mogli istnieć, żywiąc się gorzkim uczuciem. Przedstawieni powyżej bohaterowie i ich historie wprowadzają nas w świat tej słodkiej goryczy.
Choćby przedstawiana w najciemniejszych barwach, miłość przyciąga. Kropla jej nektaru może zaspokoić wieki cierpień przeżyte w palącym pragnieniu. Rozkosz, jaką może dać chwila, jest nieopisana - a tajemnica jej wielkości tym bardziej kusi. Czymże w takim wypadku jest ludzkie cierpienie? Czym, w porównaniu z boską ambrozją, są lata przeżyte z suchymi ustami?
Milan Kundera, „Nieznośna lekkość bytu”, część I LEKKOŚĆ I CIĘŻAR, rozdział 6; przeł. Agnieszka Holland
Milan Kundera, „Nieznośna lekkość bytu”, część II DUSZA I CIAŁO, rozdział 6; przeł. Agnieszka Holland
Milan Kundera, „Nieznośna lekkośc bytu”, część I LEKKOŚĆ I CIĘŻAR, rozdział 7; przeł. Agnieszka Holland
Milan Kundera, „Nieznośna lekkość bytu”, część IV DUSZA I CIAŁO, rozdział 22; przeł. Agnieszka Holland