B. Kino, radio, telewizja
Początek wieku XX przyniósł nowy wynalazek i nowe medium – kino. Pierwszy film amerykański powstał w 1903 roku i nosił tytuł: „The Great Train Robbery”. Przez pierwsze dziesięć lat działalności kin filmy zgodnie z przepisami nie mogły trwać dłużej niż 15 minut; zadbano także, ażeby sceny filmowe nie gorszyły widzów – zajmowała się tym specjalna rada. Boom na filmy długometrażowe rozpoczął się od sprowadzenia do Stanów angielskiego filmu „Królowa Elżbieta”; film nie mógł być rozpowszechniany normalną drogą ze względu na swą długość, ale odniósł sukces i przyniósł duże zyski. W 1915 roku wyprodukowano trzygodzinny film „Narodziny Narodu”, film ten spory wpływ na widzów - po jego projekcji często dochodziło do rozruchów na tle rasowym. Od tego czasu film w Ameryce stał się siłą, z którą zaczęto się poważnie liczyć. Niskie podatki i dobry klimat twórczy sprawiły, że centrum amerykańskiej kinematografii stało się Hollywood. Początkiem lat dwudziestych Hollywood było producentem ¾ całej produkcji światowej. Obecnie w miejscu tym kręci się rocznie ponad 450 filmów.
W latach dwudziestych XX wieku na rynku mediów pojawił się nowy zawodnik – radio. Pierwsza poważna komercyjna stacja radiowa powstała w 1920 roku. Do rozwoju radia przyczyniły się inwestycje firm zajmujących się łącznością i produkcją maszyn elektrycznych (m. in. AT&T)
Przed II wojną światową rozwijać zaczęła się telewizja. Pierwszą eksperymentalną stację telewizyjną założono w 1939 roku. Kilka lat później opracowano nowy system obrazu, ułatwiający przekaz. Jednak do końca wojny nie nastąpił jakiś specjalny rozwój telewizji. Do końca II wojny światowej w USA nadawało zaledwie sześć stacji telewizyjnych. Lata po drugiej wojnie stały się najważniejsze dla rozwoju telewizji, dzięki coraz nowocześniejszym wynalazkom w dziedzinie telewizji, łącznie z wprowadzeniem kolorowych odbiorników i powstaniem telewizji kablowych.
4. Demokracja i technika
Demokracja jest wytworem kultury niematerialnej sięgającym starożytnej Grecji, a więc już bardzo starym, później na wieki zapomnianym, a odkrywanym na nowo w czasach państw nowożytnych. Jest ustrojem państwowym i sposobem sprawowania władzy, w którym „ogół członków społeczeństwa będących obywatelami uczestniczy bezpośrednio lub pośrednio w decydowaniu o sprawach państwa”. Istnieją dwa typy demokracji: bezpośrednia (władzę sprawują wszyscy uprawnieni obywatele) i przedstawicielska (wszyscy obywatele wybierają swych przedstawicieli i desygnują ich do sprawowania władzy). Ameryka jest krajem, w którym system demokratyczny funkcjonuje przez cały okres jego trwania. Od początku kolonii wszyscy obywatele mieli wpływ na rządzenie, z czasem zmieniała się tylko definicja obywatela.
Rozwój Ameryki sprzyjał upowszechnianiu się idei demokratycznych. Przybyli na kontynent koloniści zostawiali za „Wielką Wodą” monarszą władzę zwierzchnią, budowali osady oddalone od siebie o wiele godzin drogi, wśród gęstwin lasu. Mieszkańcy musieli więc samodzielnie troszczyć się o swój byt – organizację, bezpieczeństwo, porządek, itp. A ponieważ kolonizatorom przyświecała idea równości, więc podejmowaniem decyzji zajmowała się cała społeczność, wybierając ze swego grona burmistrza i ewentualnych pomocników, plus „specjalistę” od ochrony. Taki typ sprawowania władzy wynikał sam z siebie, z uwarunkowań naturalnych – najlepiej zaspakajał potrzeby mieszkańców, zarówno instrumentalne, jak i wewnętrzne. Życie toczyło się całkowicie w obrębie gminy. „Obowiązki i prawa, ludzkie interesy i namiętności skupiły się wokół gminy i silnie związały z jej życiem. W obrębie gminy panowało rzeczywiste życie, w pełni demokratyczne i republikańskie. Kolonie uznawały jeszcze zwierzchnictwo metropolii i monarchia była ustrojem stanu, lecz w obrębie gminy demokracja żyła już pełnym życiem(...) W gminie Nowej Anglii nie istnieje jeszcze system przedstawicielski. Jak w Atenach, sprawy, które dotyczą wszystkich, są rozpatrywane na placu publicznym przez ogólne zgromadzenie obywateli”. A zatem żyli sobie zdobywcy Ameryki w swych społecznościach lokalnych, w obrębie stanów, urzeczywistniając model demokracji ateńskiej, chociaż pewnie mało kto, a może nikt z nich o Atenach nie słyszał. Jednak pewnego razu stany połączyły się tworząc Stany Zjednoczone Ameryki. Pociągnęło to za sobą konieczność utworzenia rządu centralnego. Terytorium USA rosło, zwiększała się liczba obywateli. W takich warunkach demokracja ateńska nie jest możliwa do zrealizowania, nawet gdy przy tworzeniu państwa stosuje się zasadę, że jest tym lepsze, im go mniej. Ameryka stała się krajem demokracji pośredniej, demokracji wielkich liczb.
Amerykański historyk Daniel J. Boorstin definiuje demokrację i społeczeństwo demokratyczne jako „takie, którym rządzi duch równości, w którym panuje duch zrównania, dania wszystkim wszystkiego”. Uważa on cel ten Amerykanie próbują osiągnąć poprzez bogactwo, technikę i optymizm. Konsekwencje zastosowania techniki do demokratyzacji życia (w sferze doświadczenia) są następujące:
- Rozrzedzenie doświadczenia;
- Upadek zbiorowości;
- Rosnące poczucie pędu;
-
Wiara w rozwiązania.
Rozrzedzenie (spłaszczenie) doświadczenia polega na zaniku różnic we wszystkich dziedzinach życia. Zacierają się różnice miejsca i czasu; okazji i wydarzeń – możliwość uczestnictwa w wydarzeniach minionych, dzięki zdjęciom, nagraniom, magnetowidom itp.; zmniejszaniu różnic między teraźniejszością a przyszłością; zacieraniu się własności (spółki akcyjne, kredyty, sklepy ajencyjne, i inne wymysły współczesnej gospodarki).
Upadek zbiorowości (nowa segregacja) wynika z organizowania i centralizowania wszelkich źródeł, tzn. centralnego ogrzewania, kanalizacji i wodociągów, telefonizacji i przede wszystkim prasy i telewizji. Doprowadza to do izolacji człowieka i jego przeżyć. Nie musi on już właściwie wychodzić z domu. Obecnie ma nawet możliwość pracować, nie opuszczając swojego mieszkania (e-praca). To wszystko przyczynia się do upadku wspólnego zgromadzania się.
Rosnące poczucie pędu – technologia zmienia podejście współczesnych co do przyszłości. Obywatele coraz mocniej odczuwają brak kontroli nad zachodzącymi wydarzeniami ze względu na ich szybkość i masę.
Wiara w rozwiązania – uwierzono, że demokracja jest gotowym produktem, który rozwiązuje problemy kondycji ludzkiej, tak jak rozwiązywalne są problemy technologiczne. Jednak na dłuższą metę w historii człowieka nie ma rozwiązań, są tylko problemy. Więc demokracja jest procesem, który ciągle trwa.
Boorstin kwestionuje możliwość leczenia „bolączek” demokracji poprzez jej powiększanie, ponieważ demokracja wprowadza miernotę w świat ludzkich doznań. Jest to prawo demokratycznego zubożenia, które prowadzi do rozbicia społeczności. Ludzie nie czerpią już przyjemności z przebywania ze sobą, lecz z życia w społeczeństwie wyłącznie na własny rachunek.
Wymienione powyżej skutki zastosowania techniki stały się powodem rozerwania więzi między władzą a wyborcami. Współczesny Amerykanin nie ma już możliwości podyskutować z kandydatem na agorze, nie zna go osobiście, ani dzięki sąsiedzkim plotkom. Dzisiaj pretendent do stanowiska w strukturze władzy nie jest znanym wszystkim działaczem z pomysłem na rządzenie, lecz członkiem partii politycznej, prezentującym jej program; a dzięki telewizji już nawet ten program nie jest najważniejszy, ważny jest odpowiedni wygląd i jak najlepsze zaprezentowanie swojej osoby milionom wyborców siedzących przed szklanym ekranem. Kandydatowi służy pomocą cały sztab doradców, specjalistów od socjotechnik, od prezentacji, słowem, od wszystkiego. Wszystko to odbywa się przy współudziale „czwartej władzy” – mediów. Media dzisiaj nie opisują zastanej rzeczywistości, one ją kreują, na użytek i wedle gustów większości amerykańskiego społeczeństwa. Dzięki telewizji każdy Amerykanin może uczestniczyć w wydarzeniach, o których wcześniej mu się nawet nie śniło. Może, na przykład, uczestniczyć w wojnie, oglądając przekazy na żywo z bombardowanego Iraku; może też uczestniczyć w publicznym praniu brudów samego pana prezydenta – opowiadającego o swych seksualnych zabawach ze stażystką w Białym Domu. Głowa państwa została przyłapana na publicznym kłamstwie i w tym miejscu widać pozytywną stronę mediów. Już nikt, jakby wysokiego stanowiska nie zajmował, nie może czuć się bezkarny w swoich poczynaniach. Machlojki, kłamstwa i inne niecne czyny mogą być wyłapane przez dziennikarzy i upublicznione – w ten sposób swą karierę polityczną zakończył prezydent Nixon, gdy w mediach wypłynęła historia dotycząca Nixona i sposobu prowadzenia jego kampanii wyborczej, nazwana aferą „Watergate”. Jednak z drugiej strony media mogą same wymyślić gorącą aferę, wplątać każdego w sensacyjną historię i oznajmić to całej Ameryce. A dla przeciętnego Amerykanina prawdą jest to, co zobaczył w telewizorze, bądź przeczytał w gazecie. Jeszcze przed masową inwazją mediów, Karl Popper ostrzegał, że telewizja jako niekontrolowana instytucja publiczna, ciąży nad demokracją.
Kiedy Popper pisał powyższe słowa, nikt jeszcze nie myślał o nowym środku masowego przepływu informacji, jaką obecnie jest Internet. Według niektórych, Internet może przyczynić się do powrotu demokracji w stylu ateńskim. Każdy użytkownik światowej sieci mógłby wyrażać swe opinie dotyczące posunięć politycznych (referenda, wybory wirtualne). W USA poczyniono już pewne kroki w tej kwestii, „demokracja wirtualna” stawia już pierwsze chwiejne kroki. Niestety ma jedną, niezwykle poważną wadę. Internetem i informacjami tam zawartymi i przepływającymi przez sieć, można bardzo łatwo manipulować, zmieniać, niszczyć. Ponadto należy zadać sobie pytanie, co wybierze amerykański obywatel siedzący przed monitorem – zajmowanie się sprawami publicznymi, czy wirtualną zabawę?
W tym miejscu pojawia się druga kwestia, którą chciałbym omówić. Otóż środki masowego przekazu przy pomocy nowych technologii lansują w Ameryce nową kulturę – kulturę zabawy, połączoną z kulturą przemocy.
5. Zabawmy się na (w) śmierć
Gdybyśmy próbowali metaforycznie scharakteryzować przeciętnego Amerykanina, pokusiłbym się o następujące złożenie: Homo techno-ludens z cieniem Tanatosa na ramieniu. Oznaczać by to miało człowieka zabawy, ale zabawy kreowanej przez technologię i dodatkowo przesiąkniętej wszelkimi formami przemocy. Na ekspansję przemocy narażone są przede wszystkim dzieci, lecz wynika to z ogólnego znieczulenia całego społeczeństwa na przemoc. Przyczynia się do tego telewizja, w której każda tematyka traktowana jest jako rozrywka i w takiej rozrywkowej formie przekazywana. Dla zilustrowania tego problemu posłużmy się następującym przykładem: W telewizji prezentowano informację o zrzuceniu napalmu na wietnamską wioskę. Śledzącemu wiadomości ojcu dziesięcioletni syn zadał pytanie czym jest napalm. „Ach – odpowiedziałem niedbale – o ile wiem, to jest środek chemiczny, który pali się, przywierając do podłoża; jeśli więc dostanie się na skórę człowieka, to nie można go usunąć i płonący napalm powoduje bardzo niebezpieczne oparzenia. Po czym nadal oglądałem dziennik telewizyjny. Po kilku minutach spojrzałem przypadkowo na syna i zobaczyłem, że łzy spływają mu po twarzy. Patrząc na chłopca odczułem przestrach i wzburzenie, gdyż uprzytomniłem sobie, co się ze mną stało. Czy do tego stopnia uległem znieczuleniu, że na takie pytanie mogłem odpowiedzieć w sposób tak beznamiętny i rzeczowy (...) Czy aż tak przywykłem do ludzkiej brutalności, że mogę być wobec niej obojętny?”. Ojcem tym był amerykański psycholog społeczny Elliot Aronson. Posługuje się on tym przykładem na zilustrowanie twierdzenia, że „wielokrotne stykanie się z przykrymi czy nieprzyjemnymi zdarzeniami ma zwykle znieczulający wpływ na naszą wrażliwość w stosunku do tych zdarzeń”. Oczywiście twierdzenie to ma charakter uniwersalny i nie tyczy się tylko społeczeństwa amerykańskiego, lecz to właśnie Amerykanie przodują w gloryfikacji przemocy w mediach, a inne kraje ich naśladują.
Obok telewizji, drugim medium znieczulającym jest komputer, a ściśle mówiąc, gry komputerowe. Są one o tyle niebezpieczniejsze od telewizji, że pozwalają uczestniczyć w wydarzeniach, kreować to, co dzieje się na monitorze komputera. A na monitorze dzieje się coraz więcej i coraz bardziej realistycznie. Gry aż kipią od przemocy, co specjalnie nie dziwi, gdyż właśnie przemoc najbardziej pociąga dzieci w grach i producenci to wykorzystują do podnoszenia sprzedaży. I chociaż ojczyzną gier wideo jest Japonia, to właśnie amerykańscy producenci brylują w tworzeniu coraz to wymyślniejszych sposobów na zabawienie się w zabójcę. Ponadto amerykańskie dzieci dużo wcześniej niż ich koledzy z Japonii zostają dopuszczeni do świata elektronicznej rozrywki.
Znieczulenie to tylko jedno z uwarunkowań kultury przemocy. Pozostałe to:
- Zmęczenie współczuciem – wynika ze znieczulenia; oznacza to, że oglądając sceny przemocy, nie odczuwamy żadnego współczucia wobec oglądanego człowieka, cierpiącego, przeżywającego dramatyczne wydarzenia, a co najwyżej przypływ adrenaliny; brakuje nam empatii wobec innych.
- Syndrom złego świata – amerykańskie dzieci żyją w medialnych strefach wojennych. Na skutek brutalizacji życia rodzice wolą trzymać dzieci w domu przed komputerem / telewizorem, niż pozwolić wyjść pobawić się na ulicy. Rodzice boją się porwania ich dzieci, dzieci boją się chodzić do szkoły.
-
Pięć minut dla każdego – chęć bycia gwiazdą – według badań dwie trzecie młodych Amerykanów pragnie być gwiazdą. Zostać zauważonym, mieć swoje pięć minut w mediach – dobrym sposobem jest wywołanie jakiegoś skandalu. Można też wtargnąć do szkoły i zastrzelić kilku kolegów i nauczycieli. Szybko znajdzie się swoją twarz w głównych wiadomościach albo na okładce dużego magazynu. Stąd młodzi szaleńcy mordujący swych rówieśników szybko znajdują naśladowców w całych Stanach.
Technologia zastępuje kontakty między dzieckiem a rodzicem. Zabiegana, zapracowana para rodziców (zerkając na wskaźnik rozwodów w USA, dobrze, jeśli jest to jeszcze para) nie ma czasu na zabawę z pociechą, subsydiuje więc swoje zainteresowanie dla dziecka nową grą, nową kreskówką. Technologia zastępuje wszelkie relacje międzyludzkie. Wspominał już o tym Boorstin, ale gdy kreślił swoją wizję wpływu techniki na demokratyzację życia (upadek zbiorowości), nieznane mu było jeszcze wiele wynalazków. „Jadące z tyłu dzieciaki mają na uszach słuchawki i grają sobie w Nintendo, natomiast kierowca słucha swojej muzyki. Prowadzenie konwersacji nie jest już konieczne, milkną też na chwilę sprzeczki”. W podobny sposób wygląda coraz więcej styczności międzyludzkich, kiedy to technika ogranicza chęć i potrzebę rozmowy.
N. Postman w książce „Zabawić się na śmierć” twierdził, iż wszystkie aspekty życia społecznego w Ameryce zostały przekształcone w przyjemne dodatki do show-biznesu, a w związku z tym Amerykanie są narodem będącym o krok od zabawienia się na śmierć. Tytuł ten można traktować dosłownie. Najlepszą zabawą stało się oglądanie śmierci, zadawanie śmierci. Niepostrzeżenie zabawa przestaje być zabawą, a staje się smutną, tragiczną rzeczywistością.
6. Zakończenie
Podsumowując powyższe rozważania, chciałbym wysunąć tezę, że na wszystkie opisane kwestie przemożny wpływ wywarł jeden konkretny dokument państwowy – amerykańska konstytucja, a dokładnie pierwsze dwie poprawki do niej z 1791 roku:
Poprawka I - Żadna ustawa Kongresu nie może wprowadzić religii ani zabronić swobodnego praktykowania jej, ograniczać wolności słowa lub prasy ani prawa ludu do spokojnych zgromadzeń lub do składania naczelnym władzom petycji o naprawienie krzywd.
Poprawka II - Nie wolno ograniczać praw ludu do posiadania i noszenia broni, gdyż bezpieczeństwo wolnego stanu wymaga dobrze wyszkolonej policji.
Poprawki te gwarantują obywatelom wolność słowa i wolność posiadania broni. Ich wpływ na amerykańską kulturę jest dosłowny i metaforyczny. Wolność słowa, będąca przecież podstawą demokracji, wpłynęła na rozwój mediów i na treści w nich prezentowane, na całkowity brak cenzury w przekazie medialnym. Natomiast nieskrępowana możliwość posiadania broni stanowi symbol zamiłowania do przemocy. Notabene, pistolet jest częstym dodatkiem do wielu gier komputerowych, umożliwiającym eksterminację wirtualnych wrogów. Broń (symbol przemocy) stała się symbolem wolności obywateli amerykańskich, a jednocześnie doskonałą zabawką.
Nie jestem wrogiem technologii, telewizji i gier komputerowych; uważam, że technologia wywiera pozytywny wpływ na losy człowieka, a TV i komputery dobrze służą rozrywce i chwili wytchnienia w zabieganym i zapracowanym świecie. Technologia w USA zawładnęła jednak całym życiem i kulturą, sprowadzając ją do, pozbawionej wyższych wartości, masowej konsumpcji wszystkiego, co się da skonsumować. Wzorzec ten upowszechnia się obecnie na całym świecie. Amerykańska kultura masowa stanowi dla innych narodów obraz jej samej, obraz może nieco nazbyt zakrzywiony, jednak powszechny i przez jednych zachwalany, przez innych ostro krytykowany.
BIBLIOGRAFIA:
-
Aronson Elliot, Człowiek – istota społeczna, PWN Warszawa 2000;
-
Boorstin J. Daniel, Technologia a demokracja: „Nie chodzi o to, by złapać króliczka, lecz by gonić go”, [w:] Dwieście lat USA. Ideały i paradoksy historii amerykańskiej, Czytelnik Warszawa 1984;
-
Naisbitt John, Naisbitt Nana, Philips Douglas, High Tech – High touch. Technologia a poszukiwanie sensu, Zysk i S-ka Poznań 2003;
-
Płonkowski Tomasz, Amerykańska koncepcja społecznej odpowiedzialności dziennikarzy, Instytut Kultury, Warszawa 1995;
-
Postman Neil, Technopol. Triumf techniki nad kulturą, PIW Warszawa 1995;
-
Postman Neil, Zabawić się na śmierć, MUZA Warszawa 2002;
-
Surdykowski Jerzy, Dokąd zmierza Ameryka?, Politeja Warszawa 2001
-
Szczepański Jan, Elementarne pojęcia socjologii, Warszawa 1970;
-
Turowski Jan, Socjologia. Wielkie struktury społeczne, Lublin 2000
J. Szczepański, Elementarne pojęcia socjologii, Warszawa 1970, s.78
N. Postman, Zabawić się na śmierć, MUZA, Warszawa 2002, s.126
N. Postman, Technopol. Triumf techniki nad kulturą, PIW, Warszawa 1995, s32
Por. T Płonkowski, Amerykańska koncepcja społecznej odpowiedzialności dziennikarzy, Instytut Kultury, Warszawa 1995, ss.11-21
J. Turowski, Socjologia. Wielkie struktury społeczne, Lublin 2000, s.125
A. de Tocqueville, O demokracji w Ameryce, Znak, Warszawa 1996
Por. J. Surdykowski, Dokąd zmierza Ameryka, ss.62 - 65
D. J. Boorstin, Technologia a demokracja, w: Dwieście lat USA, s.409
Jest to parafraza tytułu książki Neila Postmana, wydanej w USA w 1985 roku. Wydanie polskie: Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA, Warszawa 2002.
E. Aronson, Człowiek - istota społeczna, PWN, Warszawa 2000, s. 234
J. Naisbitt, N. Naisbitt, D. Philips, High Tech – High touch. Technologia a poszukiwanie sensu, Zysk i s-ka, Poznań 2003, ss.111-117